Odbieranie dzieci
Odbieranie dzieci rodzicom niezaszczepionym i odmawiającym noszenia masek
2 grudnia 2022 roku
dr Peter F. Mayer
Urzędy ds. Dzieci i Młodzieży (Jugendamt) odegrały niechlubną rolę podczas pandemii ogłoszonej przez WHO. Zamiast chronić dzieci, celowo wykorzystywały je do wywierania presji na rodziców i egzekwowania obostrzeń naruszających podstawowe prawa. Nadużycia te zostały ujawnione w książce „Staatliche Kindeswohlgefährdung” („Zagrożenia dobra dziecka ze strony państwa”). W Niemczech upolityczniony wymiar sprawiedliwości podejmuje działania nawet przeciwko sędziom, którzy próbują chronić dzieci przed tym zagrożeniem. Najlepszym tego przykładem jest historia przeszukania mieszkania weimarskiego sędziego, który wydał niewygodny wyrok.
Wyżej opisane nadużycia są jeszcze częściej spotykane w Urzędach ds. Dzieci i Młodzieży. Psychologowie donoszą o procesach, w których dzieci są odbierane rodzicom, którzy ich nie szczepią lub nie noszą masek. Na rodziców nakładane są koszty pobytu dzieci w prywatnych internatach. Istnieją setki przypadków, w których państwo niemieckie odbiera dzieci rodzicom odbierając im nawet prawo do odwiedzin.
Książka zawiera rozdział pt. „Pomoc dla młodzieży jako sposób na biznes; konsekwencje z punktu widzenia ofiar” autorstwa dr Andrei Christidis, psychologa, za zgodą której publikujemy tu niektóre fragmenty.
W ostatnich latach drastycznie wzrosła liczba dzieci odbieranych rodzicom przez niemieckie Urzędy ds. Dzieci i Młodzieży. Działania urzędów opierają się w wielu wypadkach na wątpliwych doniesieniach i wyssanych z palca oskarżeniach anonimowych informatorów lub wrogo nastawionych sąsiadów, którzy zgłaszają podejrzenie rzekomego zaniedbania i przemocy psychicznej, mając pewność, że władze podejmą stosowne kroki bez przeprowadzenia właściwego dochodzenia. Urzędnikom często idą na rękę biegli, którzy w swoich opiniach stawiają niedostatecznie uzasadnione lub wręcz celowo fałszywe diagnozy. W rzeczywistości jednak prawdziwe przypadki przemocy fizycznej i seksualnej mają miejsce niezwykle rzadko.
Rodzice, dziadkowie, prawnicy i eksperci od lat walczą o przejrzystość, demokratyczne procesy, zgodność z prawem i orzeczeniami Sądu Najwyższego oraz o rzetelne naukowo gromadzenie danych i ich interpretację w ekspertyzach. Politycy szumnie zapowiadają „reformy” istniejących przepisów, jednak do konsultacji zwykle zapraszają tych „ekspertów”, którzy są najmniej zainteresowani zmianami. Do najbardziej prominentnych środowisk należy Zawodowe Stowarzyszenie Psychologów Niemieckich (BDP), które lobbuje u polityków w celu uzyskania wpływów.
Najwyraźniej ci „eksperci” odgrywają antynaukową rolę i wspierają autorytarne rządy nie tylko w kontekście pandemii. Zaledwie wczoraj na łamach TKP opublikowany został artykuł Marii Wölflingseder, w którym przedstawiła ona wyniki analizy Ivana Illicha dotyczące roli ekspertów.
Głównym punktem analizy i krytyki Illicha jest stale postępujące ograniczanie autonomii człowieka w dzisiejszych czasach, które wynika między innymi z rządów ekspertów. Dziś, na progu transhumanizmu, ta autonomia jest już praktycznie w fazie eliminacji.
O trafności analiz Illicha świadczą „eksperci” popierający odbieranie dzieci. Jak twierdzi Christidis, nastąpiło odejście od przejrzystych, naukowo uzasadnionych procedur: Rzadko kiedy decyzje o odebraniu dziecka są oparte na rzetelnych orzeczeniach lekarskich, weryfikowalnych opiniach biegłych czy właściwie postawionych diagnozach. I dalej: Karierowicze występujący w charakterze biegłych przygotowują na zlecenie sądów lub Urzędów do Spraw Dzieci i Młodzieży opinie, z których, jak pokazują reprezentatywne badania, mniej niż 50 proc. spełnia kryteria rzetelności…
Jednak nie chodzi tu tylko o władzę, ale także o pieniądze: Instytut Gospodarki Niemieckiej (IW) odkrył, że biznes związany z dziećmi to miliardowy rynek. Badaczka Instytutu, Marie Möller, w artykule w „Die Welt” pt. „Miliardowy interes na dzieciach w pieczy zastępczej” stwierdza, że tzw. pomoc wychowawcza jest finansowanym przez państwo rynkiem, na którym brakuje przejrzystości i kontroli. „W grę wchodzą bardzo duże pieniądze zarabiane przez świadczeniodawców” – twierdzi współautorka badania.
Działania Urzędów do Spraw Dzieci i Młodzieży i ich ekspertów powodują trwałe szkody u dzieci: Już w latach 60. ubiegłego wieku naukowcy doszli do wniosku, że utrata kontaktu z biologicznymi rodzicami może powodować u dzieci szkody na zdrowiu, które utrzymują się przez całe życie. Badania wykazały, że dzieci żyjące ze swoimi rodzicami, nawet w przypadku nienajlepszej sytuacji rodzinnej, mają się znacznie lepiej niż dzieci w pieczy zastępczej, zarówno pod względem kondycji fizycznej, jak i odporności. W tym kontekście nie dziwi, że dzieci były i nadal są wykorzystywane do wymuszania szkodliwych dla zdrowia obostrzeń pandemicznych. Wobec tego należy zadać sobie pytanie, co doprowadziło do takiego stanu zagrożenia ze strony aparatu państwa i jaką rolę odgrywają w tym „eksperci”. Wölfingseder podsumowuje analizę Illicha następująco:
Począwszy od XVII wieku – jak wskazała historyk Martina Kaller na Sympozjum im. Illicha w Wiedniu – sprawcy wykroczeń nie byli już torturowani ani poddawani egzekucji, tylko musieli osobiście odkupić swoje winy. W tym celu urządzano więzienia i placówki wychowawcze. Wraz z powstaniem nowoczesnego państwa na scenie pojawili się pierwsi eksperci. Mieli opracować strategie postępowania z „winowajcami” oraz koncepcje zapewniające dyscyplinę i porządek oraz rekrutację lojalnych poddanych. Jednak edukacja w zmonopolizowanym systemie szkolnym – nawet później, po jego modernizacji – nie rozwijała zdolności i pasji młodych ludzi, a raczej wszystkich ujednolicała, przy okazji dzieląc na zwycięzców i przegranych. Co więcej, służyła ona, i służy także dzisiaj, do podporządkowywania społeczeństwa panującej władzy.
Książka „Staatliche Kindeswohlgefährdung„, którą warto przeczytać, jest dostępna w Beltz i w Thalia. Więcej na jej temat znaleźć tutaj. A oto rozdział, z którego pochodzą cytaty: Publikation-Jugendhilfe-als-Geschäft.
Źródło: